poniedziałek, 23 lipca 2012

Przyjemne z pożytecznym

W ciepłe poniedziałkowe popołudnie wybraliśmy się z żoną i naszym najmłodszym dzieckiem nad pobliskie tak zwane jeziorko. Tak na prawdę jest to była, niewielka żwirownia eksploatowana na potrzeby budowy drogi S3. Czasy jej świetności minęły i dziś służy jako  miejsce  schadzek młodych czy cel spacerowiczów z Goleniowa. Dla mnie to miejsce to również jedna z kilku "met" na pozyskanie gliny wędkarskiej. Jak potrzebuję na prawdę mocnej gliny rzecznej a cierpię na brak funduszy to idę właśnie tam.




Glina w zależności od konsystencji układa się warstwami. Akurat w tym miejscu, najwyżej i najciemniejsza, prawie że czerwona z dużą zawartością tlenku żelaza to glina rzeczna. Test robi się ręką oraz na sicie. Jeżeli jest mocno plastyczna i z trudem daje się przesiać przez sito to znaczy, że rzeczna. Wiążąca z kolei jest mniej plastyczna, lecz dobrze się formuje, ale lepiej przechodzi przez sito. Mam na myśli sito 4 mm.


Przesianie wiadra gliny nie zajmuje dużo czasu i daje odrobinę ruchu. Po nim starczyło jeszcze czasu na krótki spacer i sesję zdjęciową.


z mamą


i z tatą.

Warto poszukać sobie w okolicy takich miejsc. Ja oprócz tego mam jeszcze co najmniej trzy na pozyskanie gliny i jedno na żwir. Jednak te jest zdecydowanie najbliżej, gdzie można było połączyć przyjemne z pożytecznym.

piątek, 20 lipca 2012

Podleszczaki z Kanału Odyniec z trupem w worku

W piątek musiałem jechać do Szczecina pozałatwiać pewne sprawy. Między innymi ze sklepu Centrum Wędkarskie Nemo odebrałem zamówionego jokersa i ochotkę haczykową. Dokupiłem przy okazji zanęty Zbyszka Milewskiego i Pastocino Sensasa, ulubiony dodatek na szczecińskie ryby. Wracając do Goleniowa zajechałem na Kanał Odyniec, który znajduje się w pobliżu tak zwanej Autostrady Poznańskiej. Na łowisku tym od kilku już sezonów odbywa się jedna z dwóch tur Mistrzostw Okręgu Szczecińskiego w spławiku. Druga tura zwykle rozgrywa się na Wyspie Puckiej, na której obecnie rozpoczęła się modernizacja brzegu i wałów przeciwpowodziowych. Po ich wyrównaniu,  jest nadzieja, że te świetne łowisko zyska  możliwość organizowania bardziej prestiżowych  zawodów wędkarskich, daj Boże! z Grand Prix Polski wyłącznie.



W kanale występuje niewielki, prawie zerowy uciąg, jednak łowisko jest dość głębokie, z dość twardym dnem, dlatego do zrobienia dywanu z jokersa użyłem oprócz ziemi  "De some", "Glinę wiążącą lekką".
 



Jak już wspomniałem, kupiłem zanęty zawodnicze Zbyszka Milewskiego z serii Platinum: "Płoć Duża" i "Grand Prix". Zależało mi, aby przetestować je na tym zawodniczym podwórku. "Grand Prix" to mało klejąca, drobna zanęta o łagodnym aromacie wanilii, stanowi  idealną bazę zawodniczą. Z kolei "Płoć Duża" to zanęta średnio-ziarnista, o dużej zawartości grubo mielonej konopi i kolendry, które nadają jej bardzo atrakcyjny aromat i smak. Użyłem takiej mieszanki gdyż nastawiłem się głównie na płocie. Aby nieco podrasować mieszankę, okrasiłem ją niewielką ilością mocno sycącego, ale też dobrze wabiącego ryby Pastocino Sensasa.
Z ziem ostatecznie użyłem trochę innego zestawienia niż widoczne na zdjęciu. Zastąpiłem "Ziemię Extra" paczkę "De Some". Dodatek 0,5 opakowania "Glinki Extra" miał zapewnić zanęcie odpowiednie smużenie. Ziemię de some użyłem w zastępstwie "Argilli", której zapasy niestety już mi się skończyły.
Oczywiście zarówno ziemie jak i lekko niedomoczoną zanętę dobrze przesiałem na drobnym sicie i całość połączyłem. Następnie postopniowałem to po zrobieniu kilku kolejnych kul ilością robactwa i klejem.



Wyżej gotowa ziemia z jokersem. Niżej,  postopniowana robactwem i klejem ziemia z zanętą.



Oprócz topu do kubeczka zanętowego, rozwinąłem 2 topy 4 el. z zestawami 1.5 (typu baci dick) i 2 gr. Na żyłce głównej 0,10 mm z przyponem 0.08 i haczykami nr 18.



 Szczerze to pierwsza godzinę dość mocno się "motałem". Podana zanęta z ręki, w dodatku dość mocno pracująca rozproszyła rybę, którą musiałem zbierać po całym łowisku. Nie mogłem się też zorientować, w którą stronę ciągnie woda. Wyglądało na to, że górą mocny wiatr pchał ją w lewo, a dołem ciągnęła w prawo. W tej sytuacji postanowiłem domoczyć mieszankę i podawać ją wyłącznie z kubka. Później wstawiałem tylko precyzyjnie zestaw w sam środek kul, co poskutkowało regularnymi braniami o dziwo nie płoci a w większości niewielkich podleszczaków, które szybko zrobiły przyzwoitą wagę. 




W miedzy czasie łowienia, miałem też wizytę Policji. Jednak nie była to standardowa  kontrola karty wędkarskiej. Panowie wypytywali, czy nie byłem przypadkiem na tym łowisku w zeszły piątek 13. 07. 2012 r. Okazało się, że w ten feralny dzień, całkiem niedaleko miejsca gdzie łowiłem, jakiś wędkarz zauważył worek, w którym znajdowały się rozczłonkowane zwłoki kobiety!!! Jak panowie z policji pojechali, to przyznam, że zrobiło mi się trochę nieswojo (: Tym bardziej, że nad wodą nie było prawie nikogo. Tak czy inaczej skoro piszę tę relację to chyba przeżyłem?! Jak mawiał Kartezjusz: "Cogito ergo sum" (Myślę, więc jestem).


środa, 18 lipca 2012

Krótki wypad bez zanęty

Jak ktoś to w ogóle czyta, to za pewne pomyśli sobie w tym momencie co ten człowiek wypisuje?! Niedawno pisał, że pozbył się atraktorów a teraz  na ryby wybrał się bez zanęty :) Spokojnie! Zanęty nie da się pominąć w wędkarstwie wyczynowym, co nie oznacza, że koniecznie musimy ją zawsze zabrać ze sobą.
Czasami po prostu szkoda czasu! No bo jak się zerwiesz z przysłowiowego łańcucha, to będziesz się bawił w zanęty, ziemie itp.? Chwytasz szybko jakiegoś bata, robaki i grzejesz autem w stronę choćby kałuży, byle by w niej ryby były? 



  
No może nie od razu kałuży, ale jakieś awaryjne i ciche miejsce gdzie można chociaż na moment odpocząć i nabrać sił do codziennej pracy. Najlepiej jak taka "oaza spokoju" leży gdzieś niedaleko miejsca zamieszkania. Przy dzisiejszych samochodach i drogach pojęcie niedaleko jest względne. Mam tu na myśli nie więcej niż 20 km. Ja zwykle jeżdżę wtedy albo 5 min od domu samochodem na rzekę Inę, albo na któryś z pobliskich kanałów jakich w okolicy nie brakuje. W środę padło na dość ciekawy kanał w miejscowości Budzeń, połączony z rzeką Krempą, o której wspominałem wcześniej na blogu. Jeszcze kilka  lat temu goleniowskie koło Okoń organizowało tam regularnie spławikowe zawody wędkarskie. Kanał spokojnie mieścił ok 50 zawodników. Dawniej było to bardzo ciekawe i techniczne łowisko ze sporymi leszczowymi i linowymi bonusami. Dziś nie wiele z niego zostało. Nie, nie z powodu wędkarzy czy zawodników. Kanał padł ofiarą podobnie jak wiele innych łowisk w Polsce bandyckiej gospodarce rolnej, w której nadmierne nawozy sztuczne spływają z okolicznych pól i łąk i wpadają do nich powodując obfite zarastanie. Kanał był nawet 2-3 lata temu pogłębiany i czyszczony, ale dość szybko się okazało, że były to pieniądze wyrzucone w błoto.




Jeżeli bez zanęty to na pewno z jakąś przynętą. Najlepiej jeżeli są to białe robaki, których chociaż niewielka ilość podamy w łowisko. Trzeba tylko uważać, żeby nie przedobrzyć gdyż robaki mocno sycą, a szczególnie ryby w wodach stojących tak zwane stanowiskowe. W zależności od łowiska, umiejętności, sprzętu bez zanęty można złowić kilka rybek. Poniżej te, które się skusiły w środowy wieczór.


 


Niestety, ale czas, szczególnie na rybach, jakoś tak szybciej upływa  i nawet najpiękniejsze miejscówki nieuchronnie otulają się barwą  nocy.

niedziela, 15 lipca 2012

Koniec z atraktorami zapachowymi!

Może trąci to szaleństwem, ale postanowiłem skończyć z używaniem większości zapachów do zanęt wędkarskich. Przygotowana spora paczka czeka na jutrzejszą wysyłkę do kolegi po kiju. Po wielu latach doszedłem do wniosku, że dodatkowe zapachy nie nęcą ryb tylko wędkarza i są niczym innym, jak tylko drenażem pieniędzy. Wystarczy sam zapach zanęty! Dlatego wolę użyć dobrych i markowych zanęt i ukierunkować swój rozwój wędkarski w odpowiednie ich podanie w łowisko, niż w magiczną moc zapachów! Pozostaje jednak pytanie czy można się od nich całkowicie uwolnić? Myślę, że tak i nie! Jest kilka zapachów, które nigdy nie zawodzą i rzeczywiście sprawdzają się. W moich mieszankach zanętowych  wykorzystuję je głównie do wyselekcjonowania różnych gatunków ryb na poszczególne i sprawdzone łowiska. Numerem jeden jest tu wanilia  MVDE, która na jednym łowisku nęci mi wyłącznie nieduże leszcze a na innym spore płocie. Drugi zapach to Roach w płynie MVDE do zanęt uklejowych. Trzeci to Black Devil Mundiala, który z kolei na jednym z łowisk selekcjonuje mi krąpie. Czy zatem oznacza to, że jestem na nie skazany? Nie, gdyż dziś używam od razu zanęt o odpowiednim zapachu i tak je komponuje by spełniły moje oczekiwania. Tu ważne jest choć częściowe doświadczenie i znajomość zapachów większości zanęt. Żeby uściślić, mam na myśli wyłącznie proszkowane lub płynne zapachy, nie zioła. Choć tych ostatnich tez ostatnio prawie nie  używam. I wiecie co? Po za wymienionymi przypadkami nie zauważyłem różnicy. Szczerze to więcej razy popsułem sobie intensywność brań po przez wzmocnienie zapachem niż je poprawiłem. W moim szaleństwie nie jestem osamotniony. Znam kilku wędkarzy, którzy doszli do podobnych wniosków i dziś są mistrzami w komponowaniu zanęt z różnymi ziemiami, robactwem i odpowiednim podaniu ich w łowisko. Postanowiłem iść w ich ślady. Czy to ślepa uliczka? Zobaczymy?!



sobota, 14 lipca 2012

Budowa zestawu cz. I - wody stojące i kanały


I co z tego, że długo oczekiwany weekend, wolna sobota i można jechać na ryby, jak za oknem nic tylko ściana deszczu?! Dlatego, żeby nie tracić czasu wpadłem na pomysł, aby pokazać Wam jak prawidłowo zbudować spławikowy zestaw wędkarski. Wbrew pozorom zestaw, którym zamierzamy zamontować na wędce nie budujemy dopiero nad wodą, lecz wcześniej w domu i to nie jeden a kilka na raz o różnej gramaturgii spławika. Wszystko po to aby nie tracić cennego czasu nad wodą i w maksymalnie wykorzystać go na łowienie ryb. Wędkarstwo jest ja fizyka i matma ze ściśle określonymi zasadami. Kto je pozna, będzie łowił. Kto nie, za pewne przyczyn swoich niepowodzeń będzie upatrywał w złej zanęcie lub jeszcze gdzie indziej. Osobiście uważam, że prawidłowa budowa zestawu odgrywa tu kluczową rolę. Wpierw kilka słów wprowadzenia. Wędkarze wyczynowi dzielą spławiki na kilka kategorii: rzeczne dyski, rzeczne bombki, bolońskie, matchowe,  kanałowe do tyczki, kanałowe do bata, ołówki do tyczki, ołówki do bata oraz  uklejowe. Z wymienionych zwykle tylko matchowe montuje i wyważa się nad wodą i to nie zawsze. Pozostałe w domu. Podejrzewam, że przeciętny wędkarz wyczynowy posiada w zapasie minimum 50 zestawów. Ja na na obecną chwilę posiadam gotowych do użycia ok 150:). Dziś zajmiemy się tylko kanałowymi i  ołówkami specjalnie pod metodę skróconego zestawu (do tyczki). Takie spławiki charakteryzują się przede wszystkim tym, że posiadają dłuższy kil od tych, które użyjemy do zestawu pełnego (do bata). A to dlatego aby zestaw podczas wyjeżdżania tyczką nie splątał się oraz w bardziej naturalny sposób prezentował przynętę. Choć to drugie w znacznym stopniu zależy od rozmieszczenia śrucin na żyłce, ale o tym w dalszej części tekstu. Zanim przystąpię do omówienia budowy takiego zestawu, proponuję aby wpierw przyjrzeć się budowie wpierw spławikom typowo kanałowym a później ołówkom na wody stojące.




Budowa takiego spławika to wydłużona bombka, lub łezka jak kto woli. Ten kształt zapewnia nam dwie podstawowe zalety: Po pierwsze doskonałą stabilność w wodach kanału, w których występuje niewielki uciąg a po drugie bardzo dobrą czułość podczas brania ryby. W stabilności chodzi o to, że nie pokazuje on tak zwanych fałszywych brań w poziomym przepływie powstałych w skutek niewielkich wirów prądu nurtu.




Z kolei ołówki, którymi łowimy wyłącznie w wodach stojących, maja kształt zupełnie wydłużony, przez co jeszcze większą czułość od kanałowych. Z zaprezentowanych na zdjęciu, tylko dwa z lewej i dwa z prawej nadają się do tyczki. Dwa środkowe mają stanowczo za krótki kil i są wręcz idealne do metody pełnego zestawu.




Aby budowa zestawu była możliwa potrzebne są nam akcesoria. Należą do nich: spławiki, żyłki, ołowie (w tym wypadku wyłącznie śruciny), koszulki igilitowe, drabinki do nawijania zestawu, gumki recepturki i nie widoczne na zdjęciu naczynie do wyważania zestawu.




Żyłki do lekkich zestawów dobieramy maksymalnie do rozmiaru 0.12 mm. Klasycznie przy zestawach do 3 gr używa się żyłki 0.10 mm z przyponem 0.08-0.07 mm. Dwunastki a nawet grubszej używamy tylko wtedy kiedy spodziewamy się sporych bonusów w łowisku, np.2 kg leszczy lub sporych jazi.




Do zamocowania spławika do żyłki potrzebne są nam koszulki igielitowe. Można użyć różnych a nawet kawałków izolacji po cienkich kablach elektrycznych. Jednak zdecydowanie najlepsze i to stanowczo  podkreślam, są koszulki silikonowe. Są nieco droższe i dostępne jedynie w lepszych sklepach wędkarskich, jednak kto ich użyje nie wróci już do innych. Podstawową ich  zaletą jest doskonała rozciągliwość przy względnej wytrzymałości. Ma to niebagatelne znaczenie wtedy gdy  przesuwany spławik po żyłce (podczas ustalaniu gruntu) napotka węzeł po wydłużanym wcześniej zestawie ( a to się często zdarza ze względu na różną głębokość łowiska). Koszulka silikonowa przez swą rozciągliwość z łatwością się przesunie po suple. Inne, twarde nie pozwolą nam na przesunięcie spławika a wszelkie próby skończą się tylko zerwaniem żyłki. Warto więc zaopatrzyć się w silikonowe i nie żałować na nie grosza!




Najpierw dobieramy odpowiednią średnicę koszulki. Nie może ona wchodzić na kil za lekko ani za ciasno. Powinna być dobrana tak aby zestaw z jednaj strony dał się przesuwać przez wędkarza po żyłce kiedy np. zmienia grunt nie deformując jej a z drugiej tak aby spławik nie przesuwał się po żyłce w czasie łowienia.




Koszulkę dzielimy na trzy, min 1 cm kawałki, z których jeden z nich może  być nieco krótszy. Zamontowany będzie w samym środku kila. Żyłkę, bezpośrednio ze szpuli,  na spławik zawsze  montujemy począwszy od góry miedzy korpusem a antenką, przewlekając przez druciane oczko lub przez otwór w korpusie.



Następnie przewlekamy koszulki: długa, krótka, długa i montujemy do kilka. Zostawiamy sobie ok 30 cm kawałek żyłki na zamontowanie śrucin. Z drugiej strony, od góry spławika cały czas żyłka jest na pełnej szpuli. Odpowiedni odcinek żyłki odmierzymy dopiero po zamontowaniu śrucin i wyważeniu zestawu.




Do obciążenia i prawidłowego wyważenia omawianych zestawów używajmy wyłącznie śrucin ołowianych i to maksymalnie 0,20 gr. Mam tu oczywiście na myśli spławiki, których wyporność wynosi maksymalnie 1,5 - 2 gr. Powyżej tej granicy możemy się wspomóc np. oliwką ołowianą a resztę obciążenia uzupełnić śrucinami. Przykładowo jeżeli wyporność spławika wynosi 2.5 gr. to montujemy wpierw oliwkę o masie 1/5 gr a pozostały 1 gram uzupełniamy 4 x 0.20 gr + 2 x 0,10 gr. Niektórzy, w tym również i ja, dzielą ostatnie 0,10 gr jeszcze na pół, aby ostania śrucina, tak zwana sygnalizacyjna, była jak najmniejsza. Lekkie zestawy: 0.5 gr-1 gr obciążamy wyłącznie szeregiem śrucin,  im mniej wyporny spławik tym mniejsze śruciny. Prezentowany na zdjęciu to 0,6 gr do którego użyłem 9 x 0.06 gr + 1 x 0.03 gr jako śruciny sygnalizacyjnej. Okazało się, że albo spławik był nieco mniejszej wyporności albo doważone śruciny. Duża ilość śrucin daje możliwość wędkarzowi użycia zestawu na kilka sposób. Jeżeli przykładowo ryba bierze "z opadu", rozmieszcza śruciny na żyłce nawet na odcinku 1.5 m tak aby przynęta opadała w sposób jak najbardziej naturalny i wolno. Kiedy ryba żeruje intensywnie a w łowisku dominuje drobnica, przez którą chcemy się przebić, skupiamy obciążenie blisko przyponu. Tak zbudowany zestaw jest zatem bardzo uniwersalny. 



  
Zestaw wyważamy w pojemniku z wodą. Wielu "wyczynowców" używa w tym celu specjalnych i długich tub plastikowych dostępnych w sklepach wędkarskich. Ja jeszcze się nie dorobiłem i używam do tego zajęcia dużych 2,5 litrowych butelek plastikowych z obciętą szyjką. Tańsze i zawsze pod ręką :)
Spławik wyważamy na styku korpusu i antenki. Dobrze wyważony spławik to jedna z podstawowych i żelaznych zasad, których nie można ani złamać ani sobie odpuścić, gdyż ma to ogromny wpływ na sygnalizację brań. Jednym słowem źle wyważony spławik (za słabo) nie pokaże nam większości brań zanim ryba wypluje przynętę. A wypluje gdyż wcześniej wyczuje opór spławika zanim my zauważymy branie i zatniemy rybę .  Górne zdjęcie pokazuje źle wyważony spławik i miejsce prawidłowe. Dolna fotografia to klasycznie wyważony spławik. Istnieje możliwość odejścia od tej zasady ale zawsze w stronę dociążenia zestawu. Nigdy na odwrót!






Dobrze wyważony zestaw zakańczamy niewielką (1.5cm) pętelką, o która opieramy śrucinę sygnalizacyjną. Na górnym zdjęciu pokazane przykładowe rozmieszczenie śrucin 6+3+1.






Dopiero w tym momencie odmierzamy odpowiednią długość zestawu. Tu kierujemy się głębokością łowiska bądź robimy po prostu dłuższy na ew. skrócenie nad wodą. Do odmierzania nie potrzebujemy miarki. Wystarczy odmierzać od środka obojczyka do wyciągnięcia całej ręki. Powinno być 1 m. Odpowiednią długość obcinamy nożyczkami i od tej właśnie strony nawijamy na zestaw. Nigdy od haczyka! Z kolei jak już montujemy zestaw na wędce postępujemy odwrotnie. zaczynamy od haczyka wpiętego do gumki recepturki na rękojeści wędki a następnie dobieramy długość.





Po nawinięciu gotowego zestawu na drabinkę, do pętelki od strony haczyka mocujemy gumkę recepturkę, a już nad samym łowiskiem zakładamy przypon z haczykiem. Można oczywiście już wcześniej ale tylko po odbytym treningu i odpowiednim doborze długości, grubości przyponu i rozmiaru haczyka.




I to by było na tyle. Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłem temat?! W kolejnej części opiszę budowę ciężkich, nawet 30-50 gr zestawów rzecznych. Do takich zestawów trzeba odpowiednio dobrać grubości żyłki i ciężar oliwki i śrucin doważających. Ważna jest ich ilość i sposób rozmieszczenia na żyłce w zależności od rodzaju ryb i sposobie pobierania przynęty w łowisku, siły nurtu i głębokości. Wszystko pozostałe przebiega dokładnie tak samo jak przy budowie powyższych zestawów z wyjątkiem małych modyfikacji, np. cztery koszulki igielitowe na kil. Ale o tym w części drugiej.

środa, 4 lipca 2012

Chcieć to nie zawsze móc



 Od jakiegoś czasu jest we mnie myśl, aby odwiedzić łowisko i zaprezentować je Wam, na którym kilkanaście lat temu złowiłem swoje  pierwsze zanęcone leszcze. Jest to bardzo wolno płynąca  i dość zamulona rzeka mająca swoje źródło w miejscowości Krępsko, połączona  z rzeką Odrą.

"Krępa również zwana Krempą, rzeka w województwie zachodniopomorskim, powiecie goleniowskim, dopływ Odry / Roztoki Odrzańskiej / o długości ok. 15 km. Rzeka ma swoje źródła w Puszczy Goleniowskiej, w okolicach wsi Kąty, na terenie gminy Stepnica. Następnie przepływa przez osadę Gaje, obok miejscowości Budzień oraz Krępsko i wpływa w podmokłe tereny łąk, torfowisk i lasów olsowych Doliny Dolnej Odry. Dolny odcinek na długości 4,5 km. jest południową granicą rezerwatu przyrody „ Olszanka ”. Część dolnego odcinka Krępej posiada obwałowane brzegi, w większości jest jednak rzeką dziką o znaczeniu jedynie przyrodniczym, wpływa do Odry – Roztoki Odrzańskiej na granicy miasta Police, gminy Goleniów i gminy Stepnica ”. 

Pamiętam, że użyłem wtedy jakoś tak dziwnie pachnącej zanęty Gutkiewicza z dużą ilością pinki i złowiłem 4 leszcze po 700 gr. wędką z kołowrotkiem. Później łowiłem tam jeszcze, a nawet raz z tyczki. Za każdym razem były leszcze. Fajna techniczna i zapomniana przez wielu wędkarzy rzeczka. Zapomniana ponieważ od dłuższego czasu nie ma do niej dojazdu samochodem. Droga, wyłożone betonowe płyty, od pewnego momentu wyglądają jak płyty tektoniczne. Bardzo miękkie torfowe podłoże, więc droga szybko się psuje. Dziś wybrałem się tam na rekonesans bez wędek. Na wszelki wypadek wrzuciłem na pakę rower. Nie wiedziałem nawet, że mocno się przyda. Niestety, ale w pewnym momencie nawet rowerem się nie dało przejechać przez błoto, więc zrezygnowałem. Po drodze spotkałem dwie ciężarówki z ziemią i jakiś dźwig, więc wygląda na to, że remontują dojazd. Może za kilka tygodni zrobię powtórne podejście i jak woda w rzece jest to zaplanuję wypad na "delikatne leszcze".  Tak czy inaczej na dzień dzisiejszy łowisko jest odcięte od świata i trzeba się rozglądnąć za innym.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Pulla Bung kontra klasyk



 Jakiś czas temu wybrałem się  z dwoma kolegami z portalu www.matchfishing.pl na jedno z wielu w Polsce łowisk komercyjnych na karpie z tyczki. Fajnie wtedy połowiliśmy. Tekst oprócz relacji z tej wyprawy, porusza sprawy  techniczne przygotowania sprzętu na połów karpi. Jako, że łowiliśmy je z tyczki topy uzbroiliśmy na dwóch systemach: "klasycznie" oraz przeniesionym z łowisk angielskich Pulla Bung.




Zainteresowanych jak uzbroić top w Pulla Bung, odsyłam do artykułu Łukasza Białasa (Biały) pod tytułem: "Pulla Bung - mocujemy wentyl po angielsku"   Łukasz aplikuje na naszą polską wyczynową rzeczywistość zwyczaje mistrzów spławika z UK  w czasopiśmie internetowym "Magazyn dla Mistrzów"
Jak wspomniałem, swój top uzbroiłem klasycznie. Co to oznacza? Dokładnie to samo co uzbrojenie topu amortyzatorem pełnym na trzecim elemencie. Jedyną różnicą było to, że użyłem pustej gumy Mavera 8-11 (2,1mm) wypełnionej czysta wodą. Wyrzuciłem też szczytówkę i na drugim elemencie wstawiłem tulejkę teflonową 3,4mm. Wentyl do korka na trzeci element dowiązałem sposobem Darka Barańskiego, opisany na forum www.wyczyn.fora.pl,  czyli przy użyciu plecionki. W ten sposób plecionką regulowałem sobie naciąg, która łatwiej się nawija na korek niż wentyl. Ponadto   1 op. dość drogiej bo ponad 60 pln pustej gumy starczyło mi  na 2 topy. Domyślacie się, że musiałem ją przeciąć na pół. Tak więc 1,5 m odcinek wentyla z jednej strony dowiązałem do plecionki a z drugiej zakończyłem węzłem typu "ośmiorniczka". Taki węzeł chroni element wędki wrazie spięcia ryby podczas holu. Wentyle mają niesamowitą rozciągliwość, która dochodzi do 700 %!



Wbrew obiegowym opinią nęcenie pod karpia nie musi być obfite. Są łowiska, na których ważniejsze od zanęty wstępnej są inne czynniki, ale o nich później. Ja zdecydowałem się wyjechać tylko z 1 kubkiem wypełnionym: kukurydzą z puszki, barwionym grubym robakiem i pinką. Łukasz oprócz ziaren położył znaną jedynie sobie zanętę koloru czerwonego, a Kuba wstrzelił się idealnie, kładąc na dno kilka kulek Gold Pro MVDE jasnej. Jak się później okazało, zagustowały w niej niewielki 2-2,5 kg amury dając możliwość w pełni zastosowania Pulla Bung.
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Co róż nawiedzały nas tak zwane fronty, które przynosiły chwilowy silny wiatr, deszcz a nawet grad. W tych warunkach zastanawialiśmy się czy w ogóle uda się nam coś złowić. O dziwo rybką to zbytnio nie przeszkadzało i całkiem dobrze współpracowały.



Po zanęceniu, moją metodą na ściągnięcie ryb i utrzymaniu ich w łowisku, było bardzo częste strzelanie na zmianę barwionymi grubymi robakami i kukurydzą z procy. Trzeba było robić to umiejętnia gdyż robaki i kukurydza mają inną wagę, tym samym lecą z procy na różne odległości. Dlatego uważam, że do strzelania z procy ziarna powinny być oddzielone. Inaczej dość mocno rozpraszamy rybę. Metoda okazała się skuteczna. Poprzedniego dnia tym banalnie tanim (1 op kukurydzy z Lidla i 0,3 l barwionego robaka) sposobem złowiłem ponad 30 kg ryb a i tego dnia nie zawiodła. To właśnie w moim stanowisku zameldował się pierwszy  karp.




Karpie są bardzo silne. Nawet niewielki  potrafił wyciągnąć 7-10 m wentyla. Ja swoje karpie holuje mocno do góry na całej wędce. Tu przyznaje się, że nie wiem jaka jest prawidłowa technika?!  Na pełnej wędce lub długim topie, staram się utrzymać rybę w obrębie stanowiska, odciągając ją tylko od zanęconego miejsca. Skracam top dopiero, kiedy ryba osłabnie i wyjdzie do powierzchni. Wtedy nie skracam topu maksymalnie, chyba że karp jest nieduży. Skracam tylko do 5-6 el. aż zupełnie osłabnie. Ten sposób jest dość szybki, ale ma jedną wadę - robi sporo hałasu w łowisku niż wtedy kiedy włożyłbym top do wody. Jednak w sytuacji kiedy zależy nam na czasie a ryba dobrze żeruje sprawdza się.


Z kolei, Łukasz i Kuba holowali ryby na systemie Pulla Bung. Szczerze, to byłem mocno zdumiony z jaką łatwością i szybkością radzili sobie z nimi. Charakterystyczne było to, że mięli niemalże zerową ilość spiętych ryb. Jedyną rybą, która zeszła z haka u Kuby był prawdopodobnie sporych rozmiarów jesiotr. Wyciągnął kilkanaście metrów gumy 3.4mm z taką szybkością, że nie dało się nic zrobić. Jednak większe karpie na tym systemie skutecznie zostawały przywoływane do porządku. Przy podobnej ilości brań na moim "klasyku" zeszło mi kilka większych ryb. Jak zapowiedziałem na wstępie nie chcę tu rozstrzygać, który system jest lepszy. Być może gdybym nie ciął gumy i zamontował cały 3 m odcinek wentyla np. na 4 el. to i u mnie było by mniej spięć. Jednak w porównaniu z tak uzbrojonym, o czym  napisałem wyżej, różnica była znaczna! Poza tym Pulla Bung jest sposobem mniej hałaśliwym. W zasadzie ryba zaczyna wychodzić do powierzchni dopiero tuż pod podbierakiem.





Niech was nie zmylą te zdjęcia. Rybki w rękach Łukasza i Kuby, chłopaków o ok. 2 m wzrostu, wyglądały jak rybki akwariowe!




Na łowiskach komercyjnych wędkarz ma zwykle jeden i ten sam problem - czy znajdzie się ktoś kto pomoże mu wyciągnąć siatkę z wody? Tym razem poradziłem sobie sam, ale rybek spokojnie było ok 15 kg. Ryby Łukasza i Kuby lądowały bezpośrednio po złowieniu do wody. Uczciwie pisząc, Kuba miał by największy wynik do wagi. Tu dodam, że samo położenie zanęty nie wiele mu dało. Zaczął łowić dopiero gdy dałem mu barwionego robaka i zasugerowałem częste strzelanie z procy.





Podsumowując - Pulla Bung mocno mnie zaintrygował. Myślę, że warto przeznaczyć sobie jeden top i uzbroć go w ten system. Zresztą po tym co zobaczyłem jest to konieczne. Znane jest powiedzenie, że: "Ten kto się nie rozwija, ten się cofa"!
Na koniec jeszcze krótkie podsumowanie w formie fotogalerii w technologii You Tube:


niedziela, 1 lipca 2012

Problemy techniczne i leszczyki zamiast płoci


W zasadzie nie ma o czym pisać. Moje wczorajsze łowienie w Nowogardzie, można by krótko podsumować słowami "porażka Titanica"! Co prawda złowiłem około 2 kg niedużych leszczyków z odległościówki, ale miałem przy tym sporo problemów technicznych. Match to dość trudna metoda, wymagająca częstego treningu i idealnie dobranego sprzętu. Wg mnie najważniejsza jest dobra proca do wystrzeliwania zanęty na większe odległości i umiejętne posługiwanie się nią. Chodzi o to, żeby skupić rybę na jak najmniejszym obszarze w jednej linii. Moje proce są w rozsypce, tak samo łączniki żyłka-spławik. Tak więc trzeba będzie trochę zainwestować i więcej potrenować.