niedziela, 15 lipca 2012

Koniec z atraktorami zapachowymi!

Może trąci to szaleństwem, ale postanowiłem skończyć z używaniem większości zapachów do zanęt wędkarskich. Przygotowana spora paczka czeka na jutrzejszą wysyłkę do kolegi po kiju. Po wielu latach doszedłem do wniosku, że dodatkowe zapachy nie nęcą ryb tylko wędkarza i są niczym innym, jak tylko drenażem pieniędzy. Wystarczy sam zapach zanęty! Dlatego wolę użyć dobrych i markowych zanęt i ukierunkować swój rozwój wędkarski w odpowiednie ich podanie w łowisko, niż w magiczną moc zapachów! Pozostaje jednak pytanie czy można się od nich całkowicie uwolnić? Myślę, że tak i nie! Jest kilka zapachów, które nigdy nie zawodzą i rzeczywiście sprawdzają się. W moich mieszankach zanętowych  wykorzystuję je głównie do wyselekcjonowania różnych gatunków ryb na poszczególne i sprawdzone łowiska. Numerem jeden jest tu wanilia  MVDE, która na jednym łowisku nęci mi wyłącznie nieduże leszcze a na innym spore płocie. Drugi zapach to Roach w płynie MVDE do zanęt uklejowych. Trzeci to Black Devil Mundiala, który z kolei na jednym z łowisk selekcjonuje mi krąpie. Czy zatem oznacza to, że jestem na nie skazany? Nie, gdyż dziś używam od razu zanęt o odpowiednim zapachu i tak je komponuje by spełniły moje oczekiwania. Tu ważne jest choć częściowe doświadczenie i znajomość zapachów większości zanęt. Żeby uściślić, mam na myśli wyłącznie proszkowane lub płynne zapachy, nie zioła. Choć tych ostatnich tez ostatnio prawie nie  używam. I wiecie co? Po za wymienionymi przypadkami nie zauważyłem różnicy. Szczerze to więcej razy popsułem sobie intensywność brań po przez wzmocnienie zapachem niż je poprawiłem. W moim szaleństwie nie jestem osamotniony. Znam kilku wędkarzy, którzy doszli do podobnych wniosków i dziś są mistrzami w komponowaniu zanęt z różnymi ziemiami, robactwem i odpowiednim podaniu ich w łowisko. Postanowiłem iść w ich ślady. Czy to ślepa uliczka? Zobaczymy?!



1 komentarz: