sobota, 16 czerwca 2012

Nic się nie stało...Polacy nic się nie stało!

 Nic się nie stało...Polacy nic się nie stało! I znowu się zacznie.... Nie udało się! Trudno. 
Było jednak warto odpuścić sobie przynajmniej pierwszą połowę meczu i zostać na jaziowym łowisku. Może przez to zdystansowałem się emocjonalnie od tej histerii  i nie jest mi tak żal.
Nad rzeką byłem ok 17-stej. Ledwo namoczyłem zanętę odwiedziła mnie Goleniowska Straż Miejska. Spokojnie! Nie była to wizyta kontrolna. Po prostu zatrzymali się chłopaki nad wodą. Co się dziwić, też wędkarze. Wraz ze strażnikami zawitał deszcz. Na szczęście nie zbyt mocny i udało się w godzinę przygotować stanowisko i przyrządzić mieszankę zanętową. Poniżej zdjęcie składników. Zapomniałem rozmrozić robaka. W takim wypadku jedyną radą jest wrzucenie go do wiaderka z wodą i przecedzenia na drobnym sicie.




W garnku widoczna sparzona kukurydza. Wcześniej zmieliłem ją dość grubo w starym młynku do kawy. Jest to doskonały dodatek na większe ryby a przy tym banalnie tani. Kilogram ziarna kukurydzy kosztował mnie 2,60 pln. a tu zużyłem ok 300 gr. W handlu, w sklepach wędkarskich widnieje pod nazwą "gres kukurydziany" lub "makuch kukurydziany" i kosztuje znacznie drożej. Jeżeli dodamy, że glina była za darmo, bo kopana to jedyny koszt mieszanki wynikł z robaków, fluo i zanety. Przy czym ta zanęta w op. 3 kg kosztuje śmieszne 13 pln. Na łowienie poszło połowę. Wracając do mielonej kukurydzy, mała rada. Zanim dodamy wody do zanęty pomieszajmy na sucho z takim namoczonym gresem. Może się okazać, że ta ilość wilgoci wystarczy aby namoczyć zanętę. Po sporządzeniu mieszanki podzieliłem ją tak jak opisałem w poprzednim poście i ulepiłem kule. Już samo spojrzenie na gotowe kule uwidacznia, że zrobione są z różnych konsystencji.


.



Pozostała zanęta w różnych konsystencjach i z różną zawartością kleju, wody i robaka stała w pobliżu w celu wykorzystania do donęcania. Nie widziałem jeszcze wtedy, że wraz z początkiem donęcania kończyć się będą brania. Jeszcze po pierwszym wyjeździe z kubeczka miałem jakieś brania. Po następnym już zupełnie ustały! Dosłownie jak by ręką odciął. Dla mnie jest to nauczka aby wtedy kiedy w łowisku jest zaledwie 80 cm wody uważać z donęcaniem. 







Tak czy inaczej kilka rybek udało się złowić. Było jeszcze sporo niewymiarowych jazi, które od razu wracały do wody. Było też sporo spiętych ryb w tym jedna na prawdę duża. Zeszła z 12 haka z grubego drutu! Przywaliła tak, że mało mi tyczka nie wyleciała z rąk. Myślę, że była albo podhaczona lub nie zapięta o wargę. Sposób brania wskazywał na dużego klenia. Tak więc emocji nie zabrakło. Licząc niewymiarowe i spięte razem było ok 20 ryb. Na zawodach gdyby sędzia dopuścił łowienie każdej ryby, byłby całkiem dobry wynik do wagi.  Poniżej to co mieściło się w wymiarze: 3 jazie, 1 płotka i 1 jelec. Największy jaź miał ok 0,6 kg. Ryby leżą w 40 l kotle!





Po takim popołudniu bezcennym jest wziąć swoją zdobycz w rękę, zrobić jej zdjęcie i zwrócić wolność. Tak przy okazji - wszystkie łowione przeze mnie ryby wracają na wolność. Chyba, że któraś nie przeżyje. Wtedy, nie mam wyboru i zabieram ją do domu, jednak zdarza się to niezmiernie rzadko gdyż używam cztero-metrowej obszernej siatki, w której ryby doskonale przechowują się do sesji.





Proszę popatrzeć jaka to przepiękna ryba! Obok klenia jaź to prawdziwy  król polskich rzek






Podsumowując:
Podobnie jak w piłce. Nie wykorzystane okazje mszczą się i przekładają się na ogólny wynik. Gdybym wyjął wszystkie ryby.....gdyby! Gdybym nie donęcił...gdybym! Jest to kolejna lekcja na przyszłość. Teraz tylko zapamiętać i wyciągnąć wnioski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz