niedziela, 12 sierpnia 2012

Lekcja pokory na Krajniku

Wreszcie przyszedł taki dzień, który absolutnie cały od wczesnych godzin rannych a nawet wieczór dnia poprzedniego (przygotowanie zanęty) mogłem poświęcić na wędkowanie. Całe szczęście, że mam cudowną  żonę, która doskonale rozumie, że każdy facet to myśliwy i musi raz na jakiś czas wyżyć się czy to na rybach, w kajaku, na boisku albo gdzieś w lesie uganiając się za zwierzyną, więc dała mi zielone światło. Nie mały udział miały w tym nasze starsze dzieci, które wzięły na siebie wszystkie moje domowe obowiązki!  Właściwie na te piątkowe ryby namówił mnie kolega ze Szczecina Kuba, o którym pisałem już na blogu w artykule "Pulla Bung kontra klasyk". Dla niego to również był długo oczekiwany dzień wolny i na prawdę spora dawka odpoczynku i odstresowania się od problemów dnia codziennego. To Kuba zaproponował łowisko, rzeka Odra obok mostu na granicy polsko-niemieckiej w miejscowości Krajnik. Woda ta to świetny poligon dla miłośników ciężkiego nęcenia i łowienia, słynące z rekordowych  ilości wagowych w siatce. Opinie te nie są przesadzone o czym  mogliśmy się wkrótce przekonać na własnej skórze, bo wspólnie z Jakubem tego dnia  złowiliśmy ponad 25 kg dużych krąpi i średnich leszczy. Taki wynik nie jest normą dla każdego, gdyż wbrew pozorom nie jest to łowisko łatwe.  Na Krajniku trzeba wiedzieć "co w trawie piszczy" i przygotować się należycie. A dewiza brzmiała: grubo, ciężko, tłusto, kolorowo i dużo mięsnego towaru. Reszta to doskonałe dobranie zestawów do uciągu rzeki, nienaganna technika prowadzenia zestawu i sposób donęcania. To ostatnie było niezmiernie ważne.



Oboje z Kubą użyliśmy zawodniczej zanęty z serii Platinum Zbyszka Milewskiego. 

Kuba: 2 op "Rzeka" + 1 op. "Leszcz Duży" + 5 op "Glina Rzeczna"Górka + 2 x 0,5 op chlebki fluo Traper + kasza kukurydziana parzona + melasa "Brasem Mundial" + 0,6 kg klej mineralny + 1 l mrożony robak.

Piotr: 1 op "Rzeka" + 1 op. "Leszcz Duży" + ok 1 kg Lorpio "Sweed almond" + 4 op "Glina Rzeczna" Górka + 2 kg żwiru + 1 kg klej Liant a coller + 300 gr gres kukurydziany sparzony + 1 l robaka mrożonego. 




Swoją zanętę przygotowałem już wieczorem dnia poprzedniego. Gres namoczyłem melasą i  przy pomocy specjalnego mieszadła wiertarką zmieszałem to z zanętą. Wcześniej do zanęty na dzień dobry dałem  0.5 op. kleju mineralnego Lianta a Collera.  Gdy zanęta "doszła", przetarłem ją przez sito i połączyłem tym samym sposobem z przetartą na sicie gliną. Na koniec dodałem żwir.




Kuba mieszał wszystko nad wodą. Pracuje w branży budowlano-wykończeniowej, więc mieszanie poszło mu błyskawicznie. W przeciwieństwie do mnie do zanęty dodał chlebki fluo i dodał 1 puszkę słodkiej kukurydzy konserwowej.  Gorąco mnie namawiał abym również wrzucił chlebki, które na tym łowisku dobrze nęcą duże krąpie. Ja jednak trwałem uparcie przy swoim. Jak się później okazało, wszystkie rady kolegi były bardzo trafne i nie słuchanie ich, nie wychodziło mi na dobre. Jakub zna to łowisko doskonale. To samo dotyczyło się sposobu donęcania, wygruntowania zestawu i prowadzenia zestawu. We wszystkich tych elementach popełniłem błędy a do tego dorzuciłem przeklejenie zanęty wstępnej. Paradoksalnie to ja na rzece Inie uczyłem prawidłowej rzecznej techniki tego samego kolegę. Czasami tak jest, że człowiek robi wszystko na odwrót. Na szczęście to nie zawody i Kuba już w trakcie łowienia pomógł mi zrobić odpowiednie korekty. Do pozostałej zanęty dodałem chlebki fluo i inaczej wygruntowałem zestaw oraz zacząłem intensywnie donęcać z ręki. Po tych zabiegach i u mnie zameldowały się bardzo duże krąpie, które Kuba łowił z niezwykłą regularnością. Niektóre dochodziły nawet do ponad 0.5 kg. Do nich co jakiś czas cięższym 30 gr spławikiem Kuba dorzucał takie 600-800 pkt leszcze. Ja swoje 4 leszcze złowiłem pod koniec łowienia.







Wagowo tego dnia Kuba mnie po prostu znokautował. 2/3 ogólnego wyniku to jego zasługa. Nie dziwi więc jego dumna mina na fotkach :)  Siatka wyglądała jak by ją wyciągał z komercyjnego stawu!









U mnie w siatce było znacznie mniej, ale z łowiska zszedłem również zadowolony. Już zapowiedziałem rewanż. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że łowiłem jednym topem. Niestety złamałem 2 czwarte elementy, które są właśnie w naprawie. Przy zmieniającym się uciągu trudno było operować tylko jednym zestawem. Kuba miał też trochę głębsze stanowisko.




Oczywiście, na koniec rybki tradycyjnie wróciły do wody.



Podsumowując:
Krajnik to bardzo rybne łowisko, ale wbrew pozorom nie łatwe. Zawodnik ze zbyt ubogą zanętą, nie okraszoną robactwem i fluo nie wiele tam zdziała. Nie można było nawet na moment przegapić obfitego nęcenia. Nie tyle wstępne nęcenie a właśnie donęcanie było kluczowe. Drugi klucz to sposób wygruntowania i  ilość robaków na haku. Dochodziła ona nawet do 12 szt.! Żeby łowić te większe krąpie, trzeba było gruntować tak aby główne obciążenie płynęło 5 cm nad dnem a jego odległość od haczyka wynosiła ok 70 cm. Wygruntowanie np. na śrucinę sygnalizacyjną skutkowało łowieniem mniejszego krąpia. 

Wymęczeni, brudni ale niezmiernie zadowoleni popołudniu wróciliśmy do domu. Po raz kolejny zanęty Zbyszka Milewskiego nas nie zawiodły. Osobiście uważam, że stosunek ceny do jakości tych zanęt wypada bardzo korzystnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz