poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Co dalej jak pęknie wędka?

W wypadku pęknięcia wędki czy, któregoś z elementów tyczki, nie musimy się już martwić że kij nadaje się do wyrzucenia. Wystarczy, że wyślemy go do jednej z wielu firm trudniących się naprawą. Nie wszystkie jednak firmy robią to w sposób tak profesjonalny jak firma Kacpra Góreckiego. Jak zlecić wędkę do naprawy możemy się dowiedzieć pod tym linkiem:  http://sklep.gorek-gliny.pl/naprawa-wedek,108.html
A jak może wyglądać twoja wędka po naprawie w tej firmie zobacz na zdjęciu poniżej. Polecam!



sobota, 18 sierpnia 2012

2 x komercyjne z matcha

Z matcha to może za dużo powiedziane. Łowiłem może 8 m od brzegu a odległościówki potrzebowałem bardziej ze względu na brania większych (ponad 3 kg) karpi, które łowione tyczką uzbrojoną w wentyl często się spinały. Wędka z kołowrotkiem jednak daje większe szanse na udane lądowanie ryby w podbieraku. Oczywiście najlepiej takie rybki holować na systemie pulla bung, jednak nie zdążyłem jeszcze uzbroić odpowiednio topu.
W środę 15 sierpnia od 17-stej łowiłem niestety na bardzo zatłoczonym tego dnia komercyjnym łowisku. Towarzystwo było już nieźle wstawione i zachowywało się delikatnie pisząc głośno. Zastanawiam się skąd się bierze takie buractwo? W tych warunkach aż cud, że coś w ogóle złowiłem. A w siatce miałem 2 amury w tym jeden taki z 3 kg i dwa 1.5 kg karpie. Spiąłem 2 ryby, jedną oceniam na ok 5 kg i miałem dużo pustych brań. Zauważyłem, że większe ryby i amury wchodzą jak nęcę niewielką ilością Gold Pro jasnej z dodatkiem pastocino. Do tego robaki i kukurydza. Później konsekwentna i sprawdzona już tam taktyka strzelania robakami i ziarnami na przemian.
Właściciel łowiska będzie chyba musiał "odpalić mi działkę" albo dać jakiś solidny rabat, gdyż na łowisku zawsze znajdzie się jakiś nadziany forsą obywatel, mający ochotę na świeżą rybę, której nie potrafi złapać. Nie odstrasza ich nawet cena 18 pln za 1 kg. Tak więc moje ryby z 15 sierpnia nie miały za dużo szczęścia i poszły pod nóż! :) Brania się skończyły jak zabrakło robaków do strzelania.

Druga wizyta, znacznie krótsza 17 sierpnia zaowocowała tylko 1 rybą, ale za to sporą. Nie ważyłem, ale oceniam ją między 3.5-4 kg. Rybka coraz słabiej współpracuje. Widać wyraźnie, że łowisko mocno jest wyeksploatowane a te ryby co zostały nie jeden haczyk miały w pysku.



Nie długo rewanż z Kubą na Krajniku. Topy naprawione, korekty przyswojone więc szanse będą wyrównane :)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Lekcja pokory na Krajniku

Wreszcie przyszedł taki dzień, który absolutnie cały od wczesnych godzin rannych a nawet wieczór dnia poprzedniego (przygotowanie zanęty) mogłem poświęcić na wędkowanie. Całe szczęście, że mam cudowną  żonę, która doskonale rozumie, że każdy facet to myśliwy i musi raz na jakiś czas wyżyć się czy to na rybach, w kajaku, na boisku albo gdzieś w lesie uganiając się za zwierzyną, więc dała mi zielone światło. Nie mały udział miały w tym nasze starsze dzieci, które wzięły na siebie wszystkie moje domowe obowiązki!  Właściwie na te piątkowe ryby namówił mnie kolega ze Szczecina Kuba, o którym pisałem już na blogu w artykule "Pulla Bung kontra klasyk". Dla niego to również był długo oczekiwany dzień wolny i na prawdę spora dawka odpoczynku i odstresowania się od problemów dnia codziennego. To Kuba zaproponował łowisko, rzeka Odra obok mostu na granicy polsko-niemieckiej w miejscowości Krajnik. Woda ta to świetny poligon dla miłośników ciężkiego nęcenia i łowienia, słynące z rekordowych  ilości wagowych w siatce. Opinie te nie są przesadzone o czym  mogliśmy się wkrótce przekonać na własnej skórze, bo wspólnie z Jakubem tego dnia  złowiliśmy ponad 25 kg dużych krąpi i średnich leszczy. Taki wynik nie jest normą dla każdego, gdyż wbrew pozorom nie jest to łowisko łatwe.  Na Krajniku trzeba wiedzieć "co w trawie piszczy" i przygotować się należycie. A dewiza brzmiała: grubo, ciężko, tłusto, kolorowo i dużo mięsnego towaru. Reszta to doskonałe dobranie zestawów do uciągu rzeki, nienaganna technika prowadzenia zestawu i sposób donęcania. To ostatnie było niezmiernie ważne.



Oboje z Kubą użyliśmy zawodniczej zanęty z serii Platinum Zbyszka Milewskiego. 

Kuba: 2 op "Rzeka" + 1 op. "Leszcz Duży" + 5 op "Glina Rzeczna"Górka + 2 x 0,5 op chlebki fluo Traper + kasza kukurydziana parzona + melasa "Brasem Mundial" + 0,6 kg klej mineralny + 1 l mrożony robak.

Piotr: 1 op "Rzeka" + 1 op. "Leszcz Duży" + ok 1 kg Lorpio "Sweed almond" + 4 op "Glina Rzeczna" Górka + 2 kg żwiru + 1 kg klej Liant a coller + 300 gr gres kukurydziany sparzony + 1 l robaka mrożonego. 




Swoją zanętę przygotowałem już wieczorem dnia poprzedniego. Gres namoczyłem melasą i  przy pomocy specjalnego mieszadła wiertarką zmieszałem to z zanętą. Wcześniej do zanęty na dzień dobry dałem  0.5 op. kleju mineralnego Lianta a Collera.  Gdy zanęta "doszła", przetarłem ją przez sito i połączyłem tym samym sposobem z przetartą na sicie gliną. Na koniec dodałem żwir.




Kuba mieszał wszystko nad wodą. Pracuje w branży budowlano-wykończeniowej, więc mieszanie poszło mu błyskawicznie. W przeciwieństwie do mnie do zanęty dodał chlebki fluo i dodał 1 puszkę słodkiej kukurydzy konserwowej.  Gorąco mnie namawiał abym również wrzucił chlebki, które na tym łowisku dobrze nęcą duże krąpie. Ja jednak trwałem uparcie przy swoim. Jak się później okazało, wszystkie rady kolegi były bardzo trafne i nie słuchanie ich, nie wychodziło mi na dobre. Jakub zna to łowisko doskonale. To samo dotyczyło się sposobu donęcania, wygruntowania zestawu i prowadzenia zestawu. We wszystkich tych elementach popełniłem błędy a do tego dorzuciłem przeklejenie zanęty wstępnej. Paradoksalnie to ja na rzece Inie uczyłem prawidłowej rzecznej techniki tego samego kolegę. Czasami tak jest, że człowiek robi wszystko na odwrót. Na szczęście to nie zawody i Kuba już w trakcie łowienia pomógł mi zrobić odpowiednie korekty. Do pozostałej zanęty dodałem chlebki fluo i inaczej wygruntowałem zestaw oraz zacząłem intensywnie donęcać z ręki. Po tych zabiegach i u mnie zameldowały się bardzo duże krąpie, które Kuba łowił z niezwykłą regularnością. Niektóre dochodziły nawet do ponad 0.5 kg. Do nich co jakiś czas cięższym 30 gr spławikiem Kuba dorzucał takie 600-800 pkt leszcze. Ja swoje 4 leszcze złowiłem pod koniec łowienia.







Wagowo tego dnia Kuba mnie po prostu znokautował. 2/3 ogólnego wyniku to jego zasługa. Nie dziwi więc jego dumna mina na fotkach :)  Siatka wyglądała jak by ją wyciągał z komercyjnego stawu!









U mnie w siatce było znacznie mniej, ale z łowiska zszedłem również zadowolony. Już zapowiedziałem rewanż. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że łowiłem jednym topem. Niestety złamałem 2 czwarte elementy, które są właśnie w naprawie. Przy zmieniającym się uciągu trudno było operować tylko jednym zestawem. Kuba miał też trochę głębsze stanowisko.




Oczywiście, na koniec rybki tradycyjnie wróciły do wody.



Podsumowując:
Krajnik to bardzo rybne łowisko, ale wbrew pozorom nie łatwe. Zawodnik ze zbyt ubogą zanętą, nie okraszoną robactwem i fluo nie wiele tam zdziała. Nie można było nawet na moment przegapić obfitego nęcenia. Nie tyle wstępne nęcenie a właśnie donęcanie było kluczowe. Drugi klucz to sposób wygruntowania i  ilość robaków na haku. Dochodziła ona nawet do 12 szt.! Żeby łowić te większe krąpie, trzeba było gruntować tak aby główne obciążenie płynęło 5 cm nad dnem a jego odległość od haczyka wynosiła ok 70 cm. Wygruntowanie np. na śrucinę sygnalizacyjną skutkowało łowieniem mniejszego krąpia. 

Wymęczeni, brudni ale niezmiernie zadowoleni popołudniu wróciliśmy do domu. Po raz kolejny zanęty Zbyszka Milewskiego nas nie zawiodły. Osobiście uważam, że stosunek ceny do jakości tych zanęt wypada bardzo korzystnie!

niedziela, 5 sierpnia 2012

Tkwienie w korku i osy na dobitkę!

Czyż to nie ironia losu kiedy wreszcie znajdujesz trochę wolnego czasu przeznaczonego na ryby a w drodze na łowisko ładujesz się w gigantyczny korek, w którym tkwisz ponad 1 h a gdy w końcu już dojedziesz, na miejscu, na tak zwane dzień dobry, wita cię ok 30 ciekawskich w**********ch os, które nie tylko nie dadzą ci zrobić należytej mieszanki zanętowej ale i z trudem pozwolą ci na rozstawienie stanowiska?! W takim oto klimacie spędziłem sobotnie, niestety tylko późne popołudnie, podczas którego rzekomo miałem się zrelaksować?!



Tak czy inaczej nieustannie odganiając się od żółto-czarnych owadów, jakoś udało się rozłożyć stanowisko i ulepić kule z rozmrożonej zanęty, wcześniej przeznaczonej na karpie, mającej w swoim składzie nawet duże kawałki pelletu z halibuta, ziarna kukurydzy i sporo mrożonego robaka. Do niej dodałem kolejną, sądząc po wyglądzie raczej rzeczną mieszankę z następną porcją robaka. Wszystko to dlatego, że postanowiłem zrobić porządek w zamrażalniku i zwolnić go pod rodzinne zapiekanki i inne specjały. Do tego dodałem ćwiartkę jokersa. Ryby nawet jeszcze nie wiedziały jak spora uczta czeka je na kolację. Owady jedynie pozwoliły mi na ulepienie trzech konsystencji kul postopniowanych liantem a collerem. A muszę napisać, że  zamierzałem użyć mieszanki złożonej z zanęt Zbyszka Milewskiego z serii Platinum: Rzeka i Leszcz Duży. Do tego miało pójść z 4 kg świeżo dostarczonej gliny rzecznej Górka z dodatkiem równie świeżutkiej wiążącej ciężkiej, argilli i joka. Wyszło jak wyszło, dlatego merytorycznej korzyści z tego łowienia było niewiele. A dodam jeszcze, że choć z zasady nie używam zapachów, mieszanka przez mrożenie była tak wyjałowiona, że doprawiłem ją 0,5 paczki karmelem MVDE.

Łowisko, rzeka Regalica w miejscowości Łubnica, wybrałem z  czystego sentymentu. To właśnie tam jeszcze przed rokiem 2000 zobaczyłem po raz pierwszy w życiu zawodników łowiących na tyczkę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wtedy jeszcze w okręgu szczecińskim z wieloma sukcesami łowił Krzysiu Nowaczyk, który gdzieś przeprowadził się w okolice Krakowa i występował w GPP w Trianie, a w czołówce okręgu dominował Edmund Ziomek, znany na całą Polskę w starszym pokoleniu zawodnik a przede wszystkim świetny  uklejowiec.




Uciąg w łowisku był niewielki i choć głębokość była ok 3 m, to postanowiłem łowić lekkim 1 gr spławikiem kanałowym. Zestaw przegruntowałem nieco poniżej śruciny sygnalizacyjnej z resztą śrucin rozłożonych jak przy łowieniu płoci. Przypon krótki 22 cm z hakiem nr 16.
Ryba, mieszanka średniego, małego krąpia i płoci, od razu ustawiła się ok 1 m od kul, która brała przy każdym szybszym przepuszczeniu zestawu. łowiłem tak przez jakiś czas z niepokojem spoglądając na burzowe chmury w oddali, które na szczęście wiatr przegonił w inne rejony. Później postanowiłem zapolować na leszcza i przytrzymywałem mocno zestaw. Regularne brania od razu ustały. Widać było jak tego dnia rybie wyraźnie pasowała szybciej przemieszczająca się przynęta. Leszcza, takiego na 800 pkt złowiłem dopiero po wyjechaniu kubkiem z doprawionej większą ilością joka zanęty z gliną. Po tej rybie brania stały się wyraźnie słabsze, nawet te z szybszym pływaniem. Okazało się, że donęcanie nie było wskazane. Istnieje też opcja, że w zanęcie zakręciły się leszcze, które nie chciały podnosić przynęty. Pewne symptomy typu puste brania mogły na to wskazywać. Trzecia wersja to przenęcenie (kubków było ok 6). Im bliżej wieczoru tym  mniej os zaglądało do kuwety i podczas klasycznego splątania zestawu postanowiłem zakończyć łowienie. Zaraz po mnie stanowisko zajęli tak zwani grunciarze polujący chyba na sumy. Tak sądzę, bo na hak założyli coś co przypominało wątróbkę. Po spakowaniu, posiedziałem z nimi jako kibic i nie doczekawszy się rzecznego potwora pojechałem do domu. Na szczęście było już na tyle późno, że wszystkie korki na drogach były rozładowane i po 0,4 h stałem pod cieplutkim prysznicem :).